Książka, ktundefinedra oczyszcza wodę
undefinedDrinkable Bookundefined nie wzbogaci Twojego słownictwa, ani nie przeniesie Cię w świat przygundefinedd fascynujących bohaterundefinedw. Ta undefinedKsiążka do piciaundefined nie służy ani do czytania, ani wbrew deklaracjom - do picia. Natomiast dzięki niej w prosty i efektywny sposundefinedb oczyścisz wodę.
fot. WATERisLIFE
undefinedDrinkable Bookundefined jest efektem pracy grupy amerykańskich badaczy i organizacji non-profit WATERisLIFE. Każda jej strona to zaawansowana bibułka filtracyjna z nanocząsteczkami srebra lub miedzi. Jony obu metali mają ładunek dodatni, tymczasem bakterie - ujemny. Gdy jony dodatnie pojawiają się w wodzie, naturalnie przylegają do bakterii obciążając je, a tym samym powodując ich śmierć. Korzystanie z książki jest bardzo proste - wystarczy wyrwać z niej stronę, umieścić ją w filtrze i przelać przez niego wodę pochodzącą ze strumienia czy studni. Jak wydajna jest undefinedDrinkable Bookundefined i czy faktycznie działa? Zdaniem dr Teresy Dankovich, ktundefinedra jest jedną z autorek projektu, pojedyncza strona pozwala oczyścić do 100 litrundefinedw wody. W kwestii efektywności przeprowadzono serię badań, ktundefinedre pozwoliły na dopuszczenie stosowania undefinedDrinkable Bookundefined tam, gdzie faktycznie jest niezbędna - m.in. w Bangladeszu, Ghanie i RPA. Okazuje się, że produkt WATERisLIFE usuwa do 99% bakterii, w tym cholery, duru brzusznego i E. coli.
Wygląda na to, że technologia zastosowana w undefinedDrinkable Bookundefined się sprawdza, zachodzi jednak podstawowe pytanie: po co produkować ją w takiej formie, zamiast udostępniać potrzebującym same filtry? Książka uzyskała wiele prestiżowych nagrundefinedd designerskich, ale wzbudziła rundefinedwnież sporo krytycznych głosundefinedw ze względu na swundefinedj elitarny charakter. Jeśli spojrzy się na nią jako na chwyt marketingowy mający za zadanie zwrundefinedcić uwagę bogatego Zachodu na problemy z dostępem do czystej wody na świecie to "Drinkable Book" odniosła pewien sukces, trudno jednak nazwać ją praktycznym rozwiązaniem na co dzień.
Kukurydziane słuchawki
Michael Young, projektant pochodzący z Hong-Kongu, dekadę temu zaprojektował słuchawki douszne, ktundefinedre produkowane są zundefined kukurydzy. Nazywają się Noisezero i+ Eco, występują w czterech kolorach i zdaniem producenta, niczym nie rundefinedżnią się od dobrej klasy słuchawek wyprodukowanych z plastiku. Audiofile swego czasu zaznaczali nawet, że tworzywo kukurydziane, tak przyjazne środowisku, jednocześnie wykazuje ciekawą zdolność do wytłumiania dźwiękundefinedw z zewnątrz i potęgowania wrażeń muzycznych. Noisezero i+ Eco miały przypaść do gustu szczegundefinedlnie tym osobom, ktundefinedre lubią mocne brzmienie basu. Słuchawki produkowane były z myślą o użytkownikach sprzętu Appleundefineda, a aktualnie funkcjonują w internecie głundefinedwnie jako ciekawostka, jednak nadal można je kupić w krajach azjatyckich.
Jak wiadomo, plastik jest jednym z najgorszych odpadundefinedw produkowanych przez człowieka - z tego względu projektanci poszukują alternatywnych materiałundefinedw, ktundefinedre wykazują podobną trwałość, a jednocześnie stanowią mniejsze obciążenie dla środowiska. Bioplastik produkowany z mąki kukurydzianej, a nawet przenicznej jest alternatywą, ktundefinedra stosowana jest coraz szerzej - np. do produkcji jednorazowych sztućcundefinedw, zabawek dla dzieci, albo przyrządundefinedw kuchennych.
iPod grajacy w rytm Twojego serca
Przetwarzanie ruchu w energię nie jest niczym nowym - w czasach, gdy lampy w rowerze wymagały użycia żarundefinedwki, tzw. dynamo było standardowym elementem wyposażenia undefineddwundefinedch kundefinedłekundefined. Obecnie stosuje się głundefinedwnie światła LEDowe, ładowane kablem USB bezpośrednio z gniazdka.
Naukowcy z Georgia Institute of Technology postanowili powrundefinedcić do pomysłu przetwarzania naszego ruchu w energię, ktundefinedrą moglibyśmy wykorzystywać na bieżąco - na przykład do odtwarzania muzyki. W ten sposundefinedb powstał generator, ktundefinedry potrafi przewodzić energię nawet z tak subtelnych ruchundefinedw, jak bicie serca czy przepływ krwi w żyłach. Zastosowanie takich mini-generatorundefinedw na masową skalę pozwoliłoby nam zupełnie odejść od ładowania telefonundefinedw czy smartwatchy. Georgia Institute of Technology deklaruje, że ich przedmiot badań działa, jednak od ponad 10 lat nie pojawiły się żadne dodatkowe informacje na temat wprowadzenia tej technologii na sklepowe pundefinedłki. Wiadomo, że tematem zainteresowało się wojsko, ktundefinedre dostrzegło duży potencjał w takim pozyskiwaniu energii.
Okulary przeciwsłoneczne i... słoneczne
Produkowanie energii do zasilania naszych urządzeń niezależnie od tego, gdzie jesteśmy, jest wyzwaniem wspundefinedłczesności. Klasyczne power-banki mają się świetnie, jednak dla wielu osundefinedb są nieporęczne, a w dodatku same wymagają ładowania. Dlatego w czasach popularnych odtwarzaczy muzyki Hyun-Joong Kim i Kwang-Seok Jeong opracowali przeciwsłoneczne okulary, ktundefinedre pobierały energię ze słońca.
fot. Yanko Design
Soczewki nie tylko miały chronić oczy przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych, ale przemieniać te ostatnie w energię do zasilenia sprzętu muzycznego. Pomysł wydawał się atrakcyjny, jeszcze kilka lat temu rozpisywały się o nim takie magazyny, jak Wired, jednakundefined umarł śmiercią naturalną. Prawdopodobnie problemem okazał się futurystyczny kształt okularundefinedw i ich niepraktyczność. Z pewnością wyzwaniem nie była technologia - ponieważ obecnie turystyczne ładowarki solarne dostępne są już od 200 złotych. Można zatem przyjąć, że koreańscy projektanci byli pewnymi prekursorami wprowadzenia fotowoltaiki do naszych kieszeni, ale zanadto poniosła ich designerska wyobraźnia.